Forum Słowo Pisane Strona Główna

Wszyscy jesteśmy szaleni

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katie
początkujący publicysta


Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z miejsca, do którego nie chodzą grzeczne dziewczynki.

PostWysłany: Nie 18:45, 04 Cze 2006    Temat postu: Wszyscy jesteśmy szaleni

Jako że mnie tu dawno nie było, wklejam gniota. Odnosnie kary śmierci - nie chciałam przenosić akcji do USA, dlatego stworzyłam własną, alternatywną wizję Polski.
Czytać z zamkniętymi oczami. O.



W pokoju przesłuchań było duszno i parno. Za zakratowanym oknem widać było burzowe niebo, po którym sunęły leniwie złowieszcze ciężkie chmury. Gorące powietrze wibrowało, niczym zwiastun czegoś niedobrego. Czegoś, co nie powinno się wydarzyć. Szare ściany pomieszczenia były brudne i obdrapane, w niektórych miejscach tynk odłaził całymi płatami. Wokół unosił się obrzydliwy odór potu.
Kobieta podparła twarz na dłoniach, pozwalając, by przefarbowane na czarno tłuste, skołtunione włosy opadły na wychudłą twarz. Jej drobnym ciałem wstrząsały dreszcze, gdy wierciła się na niewygodnym drewnianym stołku.
Dorota chodziła nerwowo wzdłuż kamiennej ściany, stukając obcasami nowiutkich szpilek od Gucciego. Wygładziła i tak już pogniecioną granatową garsonkę i splotła ręce na plecach. Zdawała się być zupełnie pogrążoną we własnych myślach i nie zwracała uwagi na kobietę skuloną przy stole. Jej umysł błądził gdzieś daleko, była zajęta planami na jutrzejsze popołudnie. Chciała mysleć o czymś innym. W końcu zdenerwowana zatrzymała się w pół kroku i obróciła twarzą do swojej klientki. Zlustrowała uważnie twarz pozbawioną wyrazu, niemal całkowicie zasłoniętą czarnymi skudlonymi włosami, chude ręce, wystające obojczyki, opuszczone ramiona. Ona była zupełnym przeciwieństwem. Energiczna, zawsze elegancka, zawsze nienaganna. Dlaczego Tamara jest właśnie taka?
Miała ochotę podejść do niej i trzasnąć w twarz, byleby tylko wyrwać dziewczynę z dziwnego stanu otępienia i zupełnej rezygnacji.
- To dużo lepsze niż na przykład dożywocie. Nie będziesz musiała tu gnić przez kilkadziesiąt lat... – rzuciła obojętnie, siląc się na luźny ton.
Milczenie.
- Tamara, daj spokój. Nic nie mogłam zrobić, to najlepsze wyjście – Dorota zacisnęła dłonie w kieszeniach, starając się stłumić gniew i poczucie winy.
- Jasne – kobieta podniosła bladą twarz, zupełnie pozbawioną wyrazu. – Dla ciebie to rzeczywiście nic ważnego. Jak tylko skończy się to piekło, moje piekło, wrócisz do domu i zrobisz sobie herbatę z cytryną. A ja już nigdy nie wrócę, rozumiesz? Nigdy nie napiję się pieprzonej herbaty, bo za kilka godzin przykryją mnie białym prześcieradłem i zawiozą do kostnicy! – każde kolejne słowo wypowiadała głośniej, gwałtowniej od poprzedniego. Zacisnęła pięści na blacie i wstała. Teraz jej twarz znajdowała się na wysokości twarzy Doroty. Oddychała z trudem.
- Przesadzasz. To tylko śmierć. Przez zastrzyk. Nic nie poczujesz. To tak, jakbyś zasnęła... – ceniona pani prawnik nerwowo poprawiła rogowe okulary, mimowolnie cofając się.
- Gówno prawda! – trzęsła się z furii, nie panowała nad drżeniem dłoni, nerwowy tik prawego oka był jeszcze wyraźniejszy. – Co ty możesz wiedzieć? Co ty, do cholery, możesz? Wynoś się! Słyszysz? Wynoś się Nie mam ochoty ciebie widzieć, ani słuchać pieprzenia o tym, że wszystko będzie dobrze! Nie będzie! Rozumiesz? Nie będzie! Umrę, do cholery! Wstrzykną mi truciznę i zagrzebią w ziemi za coś, czego nie zrobiłam! – czuła, jak krew uderza jej do głowy, a ściany zaczynają wirować. – Umrę! – wrzasnęła. Usłyszała, jak drzwi z hukiem zatrzaskują się za Dorotą. Opadła na stołek i powtórzyła szeptem – Umrę...

*

Przyszedł na dwie godziny przed egzekucją. W chwili, gdy zegar na ścianie wskazywał dziesiątą. Tamara czuła, jak lodowaty wiatr wtargnął do środka i przez chwilę trzymał ją w stalowym uścisku. Czuła długie palce wpijające się w skórę, zimny oddech na karku. Strach.
Jestem sama.
Masz mnie.
Drgnęła.
Mam omamy. W ostatnich chwilach życia ogarnia mnie szaleństwo.
Wszyscy jesteśmy szaleni.
Przycisnęła dłonie do skroni, hamując krzyk, który wędrował w górę krtani. Dusiła się.
- Nie ma cię! – uderzyła pięścią w twardą pryczę.
Nie mogę zwariować. Nie teraz, kiedy muszę przemyśleć tyle spraw, a mam tak mało czasu.
Nie mogła złapać tchu. Dyszała, z trudem walcząc o każdy łyk powietrza. Kolejny atak paniki. Zażywała leki, ale teraz ich nie było. Tylko ona i to obezwładniające uczucie strachu.
Jestem. Zawsze byłem, lecz ty byłaś ślepa i głucha, jak inni. Teraz żyjesz. Teraz daję ci siebie.
- Odejdź, do diabła!
Proszę, odejdź, zostaw mnie samą w moim cierpieniu.
Ale wiedziała, że już jej nie opuści.

*
Więzienny korytarz świecił pustkami, wisząca u sklepienia samotna żarówka rzucała blade, zimne światło. Więźniarki, chyba po raz pierwszy, spały spokojnie, słychać było tylko ich umiarkowane oddechy, żadnego szmeru. Przeczuwały...?
Krzysztof bawił się dużym pękiem kluczy do więziennych cel. W korytarzu było duszno, powietrze drżało, chociaż było już późno i normalnie powinno się ochłodzić. Ale strażnik wiedział, że dzisiaj jest inaczej. Rozpiął niebieską koszulę i przez chwilę wachlował się zwiniętą gazetą, starając się nie myśleć o niczym. Nie miał wątpliwości; to była jedna z najdłuższych zmian w jego życiu. Jeszcze raz spojrzał na drzwi sali, w której miała nastąpić egzekucja dziewczyny.
- Dziwka – syknął i splunął z obrzydzeniem. Nienawidził jej.
Z Jurkiem znali się od dawna. Zawsze siedzieli w jednej ławce i wiedzieli, co chcą robić jako dorośli. Łapać „tych złych”. Plany na przyszłość zostały zrealizowane. Krzysztof pracował w więzieniu, a Jurek był policjantem w miejskiej komendzie, zgarniał złodziei i morderców. Był świetnym gliną, w przyszłym roku miał awansować. Ale nigdy już nawet nie wejdzie do komisariatu.
Za to my, pomyślał, codziennie będziemy kłaść świeże kwiaty na jego grobie.
– Dziwka – powtórzył na głos.
Lecz mimo to wiedział, że nie tak chce Los. Mimo wściekłości i nienawiści, jaką żywił do więźniarki, był tego w pełni świadomy. I zaczynał się bać.

*

- Umieranie nie boli, prawda? – szepnęła, podciągając nogi pod brodę i kuląc się na twardej pryczy.
Milczał. Nie mógł, lub po prostu nie chciał jej odpowiedzieć. Nie widziała go, lecz była pewna, że nie odszedł. Czuła jego obecność.
- Czy możesz pozbawić mnie strachu? Spraw, by umieranie nie bolało...
Gdybym odebrał ci strach, odebrałbym ci ciebie. Strach jest nieodłączną częścią każdego istnienia. Nawet boskie stworzenia się boją... dodał z ironią.
- Ale ty nie jesteś aniołem? – spytała, otwierając szeroko duże oczy, które w na tle bladej twarzy wyglądały jak dwa wielkie jeziora.
Nie jestem potwierdził. Anioły nie istnieją, podobnie jak Bóg. Wymyślono ich po to, by tacy jak ty mieli nadzieję...
- Odbierasz mi wiarę – odparła z wyrzutem.
Ale daję ci prawdę. Jedną z tysiąca. Tę twoją.
Milczenie.

*

Dorota schowała komórkę do torebki i spojrzała w weneckie lustro. Za szklaną taflą Tamara znowu rozmawiała, żywo gestykulując dłońmi. Problem w tym, że w celi prócz kobiety nie było nikogo.
- Wariatka – prychnęła pogardliwie, poprawiając makijaż.
Nie mogła zrozumieć. Przyjaźniły się przecież. Nie, przyjaźń to za mocne słowo. Po prostu wpadały czasem na kawę, pogadać o wszystkim i o niczym. Dorota wiedziała, że Tamara jest w dość ciężkiej sytuacji, ale nie przyszło jej na myśl, by zaproponować pomoc. Zawsze czuła się lepsza, ważniejsza, bardziej... wartościowa?
To właśnie dzięki tej znajomości Tamara miała najlepszego prawnika za psie pieniądze.
A Dorota zastanawiała się nad tym, czy nie dała dziewczynie zbyt wiele. W końcu i tak sprawa była z góry przegrana. Oczywiste dowody, odciski palców, świadkowie.
- Urlop – mruknęła, odsuwając się od szyby. – Królestwo za urlop...
Chciała już mieć za sobą egzekucję, móc wrócić do domu i wziąć długą, gorącą kąpiel. Pieprzona wariatka. Dorota zaciągnęła się papierosem i cicho westchnęła.
Po jaką cholerę zabijać gliniarza?
Nawet ona, jeden z najlepszych prawników w mieście, nie znała odpowiedzi.

*

- A wiesz, co jest najgorsze? – Tamara urwała na moment, przełykając wielką gulę, która rosła jej w gardle. – Najgorsze jest to, że ten skurwysyn będzie sobie chodził na wolności, a mnie zabiją – zaśmiała się gorzko. Miała ochotę zapalić.
Dlaczego tak upierasz się przy swojej niewinności? Był wyraźnie zaciekawiony, ale w jego głosie wyczuła charakterystyczną nutę sarkazmu.
Żałowała, że nie miała pod ręką niczego, czym mogłaby w niego rzucić.
On nie istnieje.
Ludzie są zabawni ze swoim pojęciem wiary i istnienia. Zawsze tkwią w niezachwianej pewności, że są doskonali. Głupstwo.
- Nie! – wstała gwałtownie i oparła się ciężko o ścianę. – Skąd możesz wiedzieć? Skąd ty możesz, do cholery, wiedzieć? Nie znasz mnie, nie znasz nas! A ja wierzę w doskonałość, wiesz? Wierzę! – mimowolnie broniła wartości, którymi kierowała się przez całe życie. Przycisnęła dłonie do uszu. – Odejdź! Zostaw mnie! Odejdź...
Odejdę więc.
A jednak został.

*

Zerknęła na zegarek, który wskazywał dwa kwadranse po dziesiątej.
- Niech to szlag... – jęknęła. Chciała, by czas płynął szybciej, by mogła już znaleźć się w przytulnym mieszkanku na Marszałkowskiej.
A potem zawstydziła się.
Ona umrze.
- Do diabła z tym! – krzyknęła, odganiając paskudne sumienie. Po co Bóg dał je prawnikom? By było niemym sędzią, parszywym doradcą? Westchnęła.
Nikt jej nie widział, nie słyszał. Odwróciła się do lustra. Za szybą Tamara mówiła coś do siebie, żywo gestykulując dłońmi.
- Wariatka – powtórzyła ze złością.
Chociaż drzwi były pozamykane, a okien nie było, do środka wdarł się lodowaty wiatr, okrutny i bezlitosny. Ścisnął mocno jej krtań, jakby chciał zabrać ostatni oddech, po czym zniknął równie szybko, jak się pojawił. Dorota zadrżała.
- Boże... – jęknęła, trochę mimowolnie, i objęła się ramionami.
Lecz kim w takim razie był Bóg...?

*

- Za godzinę umrę – powiedziała powoli Tamara, smakując przez dłuższą chwilę te obce dla niej słowa. Z początku straszne, oznaczały koniec, nic więcej. Teraz było inaczej.
Bo czym jest śmierć?
To Nicość. Pustka. Mrok. Taką śmierć widziałem.
Skąd wiesz, że nie ma Światła?
Bo to głupstwo, odparł dyplomatycznie. Gdyby istniał, w tej właśnie chwili pewnie odwróciłby wzrok.
Bo nigdy nie umarłeś.
Umarłem tysiąc razy. Z tobą umrę po raz tysiąc pierwszy.
Umrzesz ze mną? Dziękuję.
Nie bądź zaskoczona. Akurat ty wiedziałaś od dawna.
Wiesz? Chyba przestałam się bać.
I oboje umilkli.

*
Drzwi były uchylone. Krzysztof zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł do ciasnego gabinetu, przesiąkniętego papierosowym dymem. Zwierzchnik zajęty był wypełnianiem formularzy, więc mężczyzna dyskretnie zakaszlał i usiadł na drewnianym krześle. Był podekscytowany, czuł, że podskoczył mu puls, przed oczami migały czarne plamy. Zimny pot spływał mu wąską strużką po karku. Nie mógł tego przeciągać, nie było odwrotu.
- Nie możemy przełożyć egzekucji? – spytał na wydechu i poprawił nieistniejącą fałdkę na starannie wyprasowanej koszuli. Unikał wzroku swojego przełożonego. Coś nie pozwalało na wykonanie tego w ten upalny czerwcowy wieczór.
- Dlaczego? –komendant wolno przeciągał sylaby w sposób nie wróżący nic dobrego.
Krzysztof zaczął się jąkać.
- Nie wolno – wydukał. – Nam nie wolno. Czuję to w kościach.
Zimne milczenie, niemal równie lodowate jak wiatr, który wtargnął przez okna, zamknięte okna, kazało mu wyjść.
Być może już wtedy wiedział, że nadszedł czas.

*

Już czas.
Jestem przy tobie. Będę.
Do końca?
Koniec nie nastąpi. Przed nami już tylko Wieczność.
Ach... Tak.
Wysoki mężczyzna wyprowadził ją z celi, mocno ściskając nadgarstki i wykręcając ręce. Był brutalny, nie zwrócił uwagi na to, że syknęła z bólu. Za drzwiami dostrzegła wysoką postać Doroty, ale nie zainteresowała się nią. Na plakietce strażnika przeczytała „Krzysztof”. Tamten facet krzyczał jego imię...
- Przepraszam – wydukała. – Pan mi nie uwierzy, że to nie ja. Ale niech mi pan wybaczy.
Nie odpowiedział.

*

Związali jej ręce i nogi, by leżała nieruchomo. I tak już nie walczyła. Pogodziła się. Nie było sensu.
Zamknęła oczy.
Zabierz mnie stąd, poprosiła.
Usłuchał.
Nie czuła nawet, jak ubrany w biel mężczyzna (niczym Anioł) wbija strzykawkę w jej odsłonięte ramię. Spadała, wciąż w dół, w dół i w dół...

*

Ciemność.
I ból. Przeszywający, głęboki, nękający nie tylko ciało, ale przede wszystkim duszę.
Gęsty mrok pętał zmysły, obejmował lepkimi ramionami. Otworzyła oczy, ale i tak nie widziała nic. Równie dobrze mogłaby być ślepa. Nawet jej serce przestało bić. Przecież nie żyła, przynajmniej nie tam, gdzie człowiek mimowolnie umieszcza swoje istnienie. Najpewniej nie miała także materialnego ciała, nie dotykała bowiem podłogi czy ścian, wciąż spadała, nie czując oporu powietrza. Bo powietrza również nie było.
Uświadomiła sobie, że jego też nie ma.
Odszedłeś. Obiecałeś, lecz mimo to opuściłeś mnie, szeptały jej myśli.
I wtedy poczuła, jak bierze ją za rękę (Jak to możliwe? Przecież nie istnieję... A może właśnie dlatego czuję jego dotyk...?).
Nie opuszczę cię.
Po raz pierwszy poczuła ulgę. Wciąż spadali. W dół i w dół.
Studnia bez dna. Gdzie jesteśmy?
Tutaj, padła bezgłośna odpowiedź. Przez chwilę nie odzywał się.
Ukarałem ich. Wymierzyłem pieprzoną sprawiedliwość.
Jak?
Zadajesz zbyt wiele pytań...

*

Gdzie jest „tutaj”?
To Nicość.
W Nicości zawsze znajdziemy istnienie.
Nie tu. Tu nie ma nic. Tylko ty i ja, zawieszeni w próżni. Spadamy w oczekiwaniu na Wieczność, która jest i będzie.
Więc czym jest to światło? Spytała z triumfem.
To tylko nadzieja, nic więcej.
Znów zapadły ciemności.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
szlachcianka
utalentowany geniusz


Dołączył: 24 Sty 2006
Posty: 292
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Grójec!

PostWysłany: Wto 21:18, 06 Cze 2006    Temat postu:

Mocne. Poruszające. I... no cóż. Po prostu świetny tekst. Tylko kim On jest?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Czw 10:04, 20 Lip 2006    Temat postu:

Katuś, wiesz przeciez, jak ja lubię owoce twojego pisarzenia. I choć do tej pory zaznajomiona byłam wyłącznie z twoją twórczością blogową, tą też zaczynam poznawać z przyjemnością.
Nie oczekuj więc, że będę wyjątkowo obiektywna. Bo jam nawet z natury raczej subiektywna jest. ^^
Opowiadanie bardzo dobrze napisane. Błędów i powtórzeń brak, stylistyka w porządku, określeń nie brakuje, w ogóle wszystko dobrze dopracowane. Razi mnie tylko ten brak akapitów. który jest na tym forum nałogowo kultywowany.
Zawartość. Niewinna dziewczyna skazana na śmierć i Ktoś, Kto Przychodzi Ją Wspierać. Przy czym zostawiasz czytelnikowi miejsce na własne domysły i dywagacje. Nie stosujesz łopatologii - i bardzo dobrze.
Morale prawniczki szczególnie przypadło mi do gustu. Gorąca kąpiel i herbata z cytryną, kiedy dziewczyna, którą znała, zchodzi z tego świata. Za jej własnym błogosławieństwem zresztą.
Cztery ostatnie zdania bardzo mi przypadły do gustu.

Wiesz, że mi się podobało,
Żmijucha
Powrót do góry
Nahasz Karooa
pisarz - amator


Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ze Skrzydeł i Kłów

PostWysłany: Czw 10:18, 20 Lip 2006    Temat postu:

Czyli ja. Zapomniałam, że tu jest możliwość komentowania bez zalogowania.
Chciałam dorzucić coś jeszcze, a zedytować tamtego nie mogę.
Równie dobra jest scena, kiedy coś ruszyło sumienie Krzysztofa, ale spotkal się tylko z zimnym milczeniem i obojętnością. No i ten wiatr przy zamkniętych oknach... brr.
Ogólnie opowiadanie nie zmusza do łez, ale budzi protest przeciw światu i przedmiotowemu traktowaniu istnienia.
Uch, akapity na wszystkich forach są bez wcięć. Nie zwróciłam uwagi wcześniej.

Pozdrawiam,
Żmijucha
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gryfica
mistrz pióra


Dołączył: 27 Paź 2006
Posty: 477
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z poprzedniego wcielenia

PostWysłany: Czw 17:43, 21 Gru 2006    Temat postu:

Tekst jest genialny. Nie jest to kolejna ckliwa opowieść ze szczęśliwym zakończeniem tylko historia "z życia wzięta"...Podobał mi się pomysł śmierci... Nie napisałaś o "światłości" tylko opisałaś Swój pogląd na śmierć. Oby tak dalej, bp chętnie poczytam następne Twoje teksty Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin