Forum Słowo Pisane Strona Główna

Symetrycznie (całość)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Little_Vampire
początkujący publicysta


Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 97
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Varsovie

PostWysłany: Pią 20:27, 10 Mar 2006    Temat postu: Symetrycznie (całość)

Opowiadanie jedno z wielu napisane specjalnie na życzenie polonistki. Ogólnie jestem zadowolona. Lepsze spojrzenie na życie. Wiele wokół nas dobrego, a my ślepi. Może trochę optymizmu?
***
Właśnie odwiązywała z szyi długi, dziergany szalik we wszystkie kolory tęczy, gdy spojrzała przypadkiem na kalendarz. Rozebrała się o wiele szybciej, rzucając płaszcz na wieszak i nie przejmując się, że jak zwykle nie trafiła. Na kalendarzu wyraźnie widać było zbliżający się dzień, 14 lutego. Już jutro, we wtorek. Radosne podniecenie sięgnęło zenitu. Poleciała jak na skrzydłach do salonu, w którym stał komputer. Nadal wyłączony. W końcu dopiero co wróciła z pracy, powinna być zmęczona, a zatem należałoby się położyć, odpocząć, wypić kawę i może coś poczytać. Jednak nie. Nie mogła, na pewno nie teraz. Tyle znajomych czeka na czaterii, na gadu gadu, na Wirtualnej Polsce i na Onecie! Tyle przyjaciół z czatów, tyle znajomych! I do wszystkich przecież trzeba wysłać kartki. Jak co roku, jak zawsze. Kupić, zaadresować, wypisać i wysłać. Nieważne, że nie odpiszą, że nie podziękują. Wystarczy przecież, że są przyjaciółmi, prawda?
Czekając, aż komputer się włączy, poprawiła popielate włosy. Była sama, mieszkanie było puste, tylko ona. I komputer, i przyjaciele z czatów. Potrzebowała odskoczni od życia, od nudy i monotonii. Praca bibliotekarki nie satysfakcjonowała jej, zawsze pragnęła być aktorką. Czasem nawet mówiła i odgrywała sceny ze znanych dramatów. Tylko przed lustrem lub przed komputerem. Nikogo nie było innego. Tylko ci co są po drugiej stronie kabla i jej odbicie w lustrze. Miała już trzydzieści lat i tak było zawsze. Prawie zawsze, bo raz z kimś była. Nie wyszło. Nie był tak doskonały i wygadany jak ci, których poznała dzięki Internetowi. Wirtualni znajomi byli zawsze, a jedynymi rozstaniami były chwilowe przerwy w zasilaniu.
Był 13 lutego, a jutro Walentynki. Jeden z wielu powodów, by wysłać IM kartki. Co z tego, że nigdy sama takiej nie dostała? Dawało radość samo kupowanie i wysyłanie. Taka imitacja posiadania kogoś bliskiego, kogoś tak bliskiego, że można mu wysłać kartki czy też list. Nie wychodziła z mieszkania, bo po co? Dokąd? Z kim? Gdzie? Wystarczyło siedzieć przed komputerem i klikać, klikać, klikać bez końca, a na odpowiedź czekać z wypiekami na policzkach, które przybierały na sile nawet jeśli rozmowa polegała na wymianie monosylab. To nieważne. Ważne, by mieć to poczucie jakiegoś kontaktu z kimś. Nawet jeśli jest tak nierzeczywisty mimo swej realność. Nigdy przecież nie powiedziała, że jest sama, że nie ma znajomych. Ba, była nawet duszą towarzystwa! Wszyscy ją znali na czacie, zawierała tyle znajomości, że ciężko je zliczyć! Nieważne, że to ten ktoś kończył, zrywał kontakt. Wtedy nie wysyłała kartek do niego, a do następnych. I następnych. I następnych. Bo co z tego, ze nie odpisywali?!
I tak co roku, przez ładnych, parę lat. Cóż innego mogła robić? Była przecież tak nieśmiała, nie było sensu się rozglądać, przecież miała pecha. Poza tym wśród niej nie było wartości, na pewno. Po co, więc szukać? Tak było łatwiej. Wystarczyło włączyć komputer.
Zaraz po tym, gdy włączyło się wreszcie gadu gadu, zaczęła rozmowę ze wszystkimi czterema dostępnymi osobami. Odpisała tylko jedna.
Grzesiek (13-02-2006 16:20)
sorki, ale zajęty jestem. Dziewczyna przyszła, zaraz wychodzimy.
Jak to?! Jak to wychodzą?! Przecież on był tyle czasu na gadu gadu, tyle ze sobą rozmawiali. Jak on może mieć takie swoje życie i sobie po prostu wyjść? Z dziewczyną? Od razu skasowała go z listy znajomych, on nie dostanie kartki. Reszta owszem, mimo iż nawet nikt nie odpisał. Pora, więc było prędko iść kupić kartki i wysłać priorytetem. Nie wyłączyła komputera przed wyjściem, ledwie z rozpędu zdążyła się ubrać.
Wybiegła z klatki schodowej, obwiązując szyję swym szalikiem. Zapięła guziki długiego, tweedowego płaszcza. Gdy szła, obcasy stukały miarowo o nierówny chodnik jednej z warszawskich ulic. Znała drogę na pamięć. Co roku chodziła do tego samego sklepu ze wszystkim i z niczym. Zawsze było tam pełno kartek, a ona była ich stałym kupcem. Obok przeszła wtulona w siebie para, rozmawiając i śmiejąc się dość dyskretnie. Mieszkali tuż nad nią w tym samym bloku, lecz w odpowiedzi na radosne „dzień dobry” naciągnęła czapkę na głowę i poprawiła szalik. Ona w końcu miała bardziej światłych znajomych, była duszą towarzystwa i starała się nie po to, by zadawać się z takimi szarymi jednostkami. Przyspieszyła jednak kroku, ocierając raz po raz oczy. Ot tak, może trochę zapobiegawczo. Na dworzu lekko i powoli prószył śnieg. Spadał tak delikatnie, jakby bał się coś zniszczyć, kogoś wystraszyć.
Przed wejściem do sklepiku zdjęła czapkę i poprawiła na sobie płaszcz, by następnie otworzyć z klasą drzwi i wejść przez nie z pełną gracją. Zadzwonił drobny dzwoneczek zawieszony nad drzwiami. Niestety nikogo nie było. Znów pusto, żadnych ciekawych ludzi, przystojnych mężczyzn lub kobiet z klasą, nadających się na jej przyjaciółkę. Przy ladzie stał zaledwie młody mężczyzna, zapewne jeszcze trochę przed trzydziestką. Męczył się z otworzeniem pudełka z dostawą walentynkowych miśków. Nie zwróciła na niego uwagi, od razu przechodząc do wybierania kartek. Trzy czerwone w serduszka, dwie różowe w misie, cztery kremowe z błyszczącymi zdobieniami i pięć z czerpanego papieru, te dla specjalnych osób. Na szczęście do każdej walentynki dołączona była odpowiednia koperta. Podeszła do kasy, od niechcenia rozglądając się po sklepiku. Sprzedawcy karton wypadł z hukiem i grzmotnął o podłogę. Ten jednak podrapał się w głowę z uśmiechem.
- Boże, ale ja jestem niezdarny. Z roku na rok coraz to bardziej idiocieję – zaśmiał się, kasując po kolei wszystkie kartki. Gdy był przy czwartej spojrzał na nią uważnie. – Wybaczy pani ciekawość, ale… Po co pani aż tyle kartek?
- Bo mam bardzo dużo znajomych, jeśli już chce pan wiedzieć – odparła spokojnie, popędzając go wzrokiem do pracy. Skinął głową i zamilkł, jednak na dość krótki czas.
- To musi mieć pani całe mieszkanie zawalone kartkami. Przychodzi tu pani od dosyć długiego czasu, już panią kojarzę. Zawsze pani tyle tych kart świątecznych kupuje, że mnie już długo korciło, by o to spytać – mówił jak najęty, czasem tylko zerkając na zamyśloną kobietę.
- Nie mam mieszkania zawalonego kartkami. Nie odpisują – poinformowała krótko. Przyglądał się jej ciągle nie tracąc humoru. Miała ładne włosy i oczy, i uśmiech i w ogóle była ładna. Zawsze tak myślał. Jednak nigdy tego nie powiedział, bał się, że go odtrąci i już nigdy nie przyjdzie do sklepiku.
- A czemuż nie odpisują, jeśli wolno mi spytać?
- Nie wiem. To znajomości internetowe, wie pan, różnie to bywa. – odparła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Przychodziła tu tyle lat, a jeszcze nigdy z nim nie rozmawiała. Miał ładne oczy i głos, i uśmiech. Nie zauważyła tego.
- Uśmiechnęła się pani! – powiedział tak nagle i radośnie, że aż lekko podskoczyła, by chwilę później zaśmiać się cicho. – Ładnie się pani śmieje, ale … Mam pytanie. Lubi pani Walentynki? – spytał tak ostrożnie i cicho, jakby wkoło było mnóstwo ludzi, którzy nie powinni słyszeć tego pytania.
- Nie cierpię – odparła tym samym tonem, kończąc lekkim uśmiechem.
- To po co pani kupuje to wszystko?! – rozrzucił po ladzie kolorowe kartki, które aż mdliły słodkością.
- Sama nie wiem, jakoś tak lubię, muszę. – wzruszyła ramionami, może trochę skrępowana pytaniem. Wtem sprzedawca wyskoczył zza lady i poszedł prędko po jedną z walentynek. Delikatną, prostą z jednym misiem. Był trochę wyższy od niej mimo iż była na obcasach.
- Też nie lubię Walentynek. Dla pani zrobię wyjątek. Tą dostanie pani jutro, na kawie. Lubi pani kawę, prawda? – powiedział pewnie z uśmiechem. Skinęła głową. – A więc do jutra. Będę na panią czekał w kawiarni tuż za rogiem około siedemnastej. – dodał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Znów skinęła głową, po czym jednak spojrzała na swój zakup, czekający na zapłatę w foliowej torebeczce.
- A co z moimi kartkami? – spytała, marszcząc brwi. On jednak machnął ręką.
- Pal piernik wirtualne kartki! Uznajmy, że ich nie było – powiedział z uśmiechem, którym i ją zaraził. Zrobiło się tak ciepło mimo iż był luty, a na dworzu śnieg. Nim wyszła obejrzała się za siebie, mając na twarzy już nie swój, a jego tak radosny uśmiech.
- Wie pan co? Ja bardzo lubię kawę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Katie
początkujący publicysta


Dołączył: 18 Lut 2006
Posty: 83
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z miejsca, do którego nie chodzą grzeczne dziewczynki.

PostWysłany: Sob 10:54, 11 Mar 2006    Temat postu:

Bardzo ładne, spójne, walentynkowe opowiadanie. Przyjemnie się czyta. Myślę, że odzwierciedla rzeczwistosć wielu ludzi, w końcu wiele osób zamyka się w internetowym światku. Podoba mi się, po prostu. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się tu następne, równie miłe opowiadanie. I następne.
Pozdrawiam i życzę weny -
- Katie
Powrót do góry
Zobacz profil autora
adminka^^
Administrator


Dołączył: 19 Gru 2005
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 8:28, 22 Mar 2006    Temat postu:

zgadzam się z Katie^^
bardzo mi się podobało. takie...proste(w dobrym znaczeniu tego słowa^^), przyjemne i...ciepłe^^
i na czasie.
miło mi było oderwać się od tego całego ciężkiego stuffu, jaki przeważnie męczę i przeczytać coś takiego.
można się spodziewać kolejnego "okolicznościowego" opowiadanka?^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Topielica
pozer


Dołączył: 04 Mar 2006
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 13:41, 24 Mar 2006    Temat postu: ...

Opowiadanie ciekawe, styl bardzo przyjemny
I takie życiowe
Oby twoja twórczość się dalej rozwijała
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Marik
utalentowany geniusz


Dołączył: 21 Lut 2006
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pią 18:03, 07 Kwi 2006    Temat postu:

Spójne, ładne i przyjemne.
Tekst jest lekki, ale nie banalny.
Jakichś rażących błędów nie dostrzegłam.

Marik
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Naita
zaprzyjaźniony z piórem


Dołączył: 16 Wrz 2008
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: drugi koniec tęczy

PostWysłany: Pon 16:07, 10 Lis 2008    Temat postu:

Wciągnęło i zauroczyło mnie. Króciutkie, konkretne i szybkie, ale takie są chyba opowiadania dla polonistek, nie? Często mnie drażnią znajomości, które nawiązują się nagle i od razu z sympatią. Ale tu nic mnie nie razi. Zapomniałam, ze takie nagłe znajomości mają miejsce, a Ty mi o tym przypomniałaś. W uroczy sposób.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin