Forum Słowo Pisane Strona Główna

Hope (całość)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
riel
moderatorka rozkojarzona


Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 851
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: paradise city.

PostWysłany: Wto 17:40, 22 Maj 2007    Temat postu: Hope (całość)

Cóż, pojedynek niestety się nie odbył, a szkoda. Nie wiem, co się stało, nie miałam jeszcze kontaktu z przeciwniczką. W każdym razie, wklejam. Miało być na podstawie cytowanej piosenki, tematem były błędy z przeszłości, które pozostawiają ślad.
Dedykowane Dominice S. oraz Werce Smile
Numerki mają znaczenie. Może jest dziwne i chaotyczne, ale chciałam poeksperymentować, dlatego mile widziana krytyka.
(Splot blizn jest ukłonem w stronę A.K.)

Beta - szlachcianka.




3.

I feel the hope running low
We never found our way home
There is no more world
The land is gone
Water is all that survived that one


Podłoga jest zimna, jak zawsze. Chociaż to już właściwie nie ma znaczenia, tak samo, jak obdarte zasłony, krzesło z wyłamanym oparciem czy okruchy szkła w okolicach stołu. Dawno przestała zwracać na nie uwagę.
Meredith – już zawsze Meredith, nie Kath – siada w kącie i opiera się o ścianę. W pomieszczeniu panuje denerwująca cisza. Jest w świecie, którego nienawidzi z całego serca. Nienawidzi tak bardzo, że bawi ją ten ból, wypełniający przestrzeń pomiędzy tyknięciami zegara. Kątem oka widzi swoje odbicie w brudnej szybie. Ta Kath uśmiecha się szyderczo i zdaje się mówić: ,,Spójrz, do czego cię to doprowadziło. Jak wygląda ta twoja wolność, twoje szczęście. Ale przecież nie zasługujesz na nic lepszego.”. Bawi się swoim cierpieniem niczym kolorowym koralikiem, obracanym w palcach i oglądanym dokładnie z każdej strony. W końcu jednak jej drżące ręce dają o sobie znać i dziewczyna przypomina sobie o zawartości kieszeni niebieskiej bluzy, ukradzionej kilka lat temu ze sklepu w Los Angeles. Już po chwili na łapczywie wyciągniętej dłoni leży mały woreczek, wypełniony białym proszkiem i dziewczyna bez wahania opróżnia zawartość opakowania. Przez moment odnosi wrażenie, że nawet zmasakrowane krzesło śmieje się z niej szyderczo. Jej umysł zaczyna już jednak wirować, a ona machinalnie powtarza w myślach te same słowa, które zawsze towarzyszą jej na chwilę po zażyciu białego antidotum na życie.
Oby to był bilet w jedna stronę, oby znaleźli mnie jutro zimną na tej podłodze, pochylili się nade mną i chłodnym głosem skomentowali los zepsutej ćpunki.
W ostatniej chwili, zanim świadomość dziewczyny wkracza do innego świata, przypomina sobie pytanie, które zwykła zadawać kiedyś wszystkim nowo poznanym ludziom, aby na tej podstawie wstępnie stwierdzić, z kim ma do czynienia.
,,Jak według ciebie pachnie szczęście?”
Meredith prycha z gorzką ironią. Przecież szczęścia nie ma. A przynajmniej jej ono nie dotyczy.


1.

Nie miała trudnego dzieciństwa. Nie była bita, nie miała ojca alkoholika ani nie była sierotą. Nie miała żadnej z tych rzeczy, które psychologowie z taką zawziętością stawiają u podstaw narkomanii. Wręcz przeciwnie. Jako mała dziewczynka mieszkała z rodziną w niewielkim domku na skraju miasta. Mimo że tata przebywał w pracy, matka zapewniała jej bardzo dużo ciepła i miłości. Oczywiście, małej zdarzało się czasem – choćby tak dla zasady – tupnąć nogą i unieść wysoko głowę w geście manifestacji buntu, ale zawsze potem znajdowała schronienie w fałdach matczynej spódnicy. Przepraszała i wiedziała, że może liczyć na przyjacielskie zrozumienie.
I chociaż wtedy nie przeszło jej to przez myśl, a to pytanie zadała po raz pierwszy dopiero wiele lat później, jej szczęście pachniało wówczas świeżo skoszoną trawą, ogniem, spowijającym drewno w kominku i fiołkowymi perfumami mamy.


2.

- Jim? Nie jestem pewna, czy to dobry...
- Daj spokój, mówiłem ci przecież. Jesteś moją muzą. Jestem pewien, że ich polubisz.
Idą razem w stronę starego, zaniedbanego domu. On obejmuje ją ramieniem, ona niepewnie rozgląda się dokoła. Nie podobają jej się okiennice, którymi trzaska wiatr, dziwny hałas, dochodzący z wewnątrz... Nie jest do końca przekonana, czy chce poznać jego znajomych. Ale skoro Jim twierdzi, że ich polubi...
- Dominic? Dom, to ja!
Jim wypuszcza dziewczynę z objęć i zaczyna machać do jakiegoś rudowłosego chłopaka, wychylającego się z jednego z okien.
- To ona? – pyta rudy, kiedy znajdują się już w przedsionku domu. W środku budynek jest równie nieprzyjemny i odstraszający, jak z zewnątrz. Panuje tu nieład – ale w końcu to artyści, tak jak Jim – a w powietrzu unosi się dziwna woń.
- Tak. Kath, moja muza, słodka Eurydyka, moje natchnienie...
- Jestem Dominic – przerywa mu rudy i wyciąga rękę w jej stronę. Mimo wszystko, dziewczyna odczuwa ulgę; Dom wydaje się być sympatyczny.
- Czy ona...
- Nie – urywa krótko Jim. Chłopcy rzucają sobie porozumiewawcze spojrzenie, po czym Dominic ponownie zwraca się do niej.
- Powinnaś poznać resztę. Chodź, zaprowadzę cię do salonu.
,,Salon” okazuje się być sporym pomieszczeniem z centralnie umieszczoną kanapą, okupowaną przez kilkoro starszych od niej osób. Kath zauważa rząd tanich krzeseł, ustawionych pod ścianą i rzucając skrępowane spojrzenie chłopakowi sadowi się na jednym z nich. Po chwili dołącza do niej Jim.
- Co oni... co im wszystkim jest? – odzywa się w końcu cicho, niepewnie.
Pod oknem spostrzega długowłosego chłopaka; niedaleko niego podłoga zabarwiona jest na czerwono. Ludzie na kanapie również nie ruszają się, leżą często z głową na podłodze lub z nogami bezwładnie przewieszonymi przez oparcie. Woń, którą wyczuła przy wejściu, staje się coraz bardziej intensywna i drażniąca.
- Artyści. Szukają natchnienia w transie. To pozwala nam współżyć ze sztuką, jednoczyć się z nią...
- N... nam? – pyta ona powoli, czując, że do oczu napływają jej łzy.
- Nie bądź dziecinna. To lekarstwo. Pomaga nam dostać się na wyższy poziom podświadomości.
Jim wstaje, podchodzi do stojącej pod ścianą gitary elektrycznej i podłącza ją do osprzętu. Gestem daje jej znak, aby została na miejscu. Przewiesiwszy przez ramiona odwraca się na chwilę, ale Kath widzi, jak wyjmuje z kieszeni strzykawkę, a po jakimś czasie wkłada ją tam z powrotem. Przez dłuższą chwilę trwa w bezruchu, nie odwracając się do niej. W końcu jednak podchodzi i patrząc dziwnym, niecodziennym wzrokiem wprawia struny w drgania. Ona tymczasem próbuje obudzić się z tego snu – bo przecież to musi być sen.
Jim. To ty? To są wasze artystyczne spotkania, tak tworzysz? Dlaczego nic o nich nie wiedziałam? Albo dlaczego musiałam się o nich dowiedzieć?
Pragnie wyjść stąd jak najszybciej, lecz jednocześnie nie chce zostawiać Jima samego w tym miejscu.
- Wiesz – zaczyna on tymczasem – Moja dusza oderwała się teraz od ciała. Widzisz mnie tu, ale tak naprawdę jestem w innym wymiarze. Na tym to polega. Daj mi długopis.
Kath sięga do torby i podaje mu pióro. Jim zamyśla się przez chwilę, po czym zaczyna zapełniać pustą kartkę słowami i nutami.
- Jesteś piękna, Kath. – mówi, a ona ma ochotę się rozpłakać – Jesteś uosobieniem sztuki i muzyki. Bóg zesłał mi cię, abym mógł tworzyć. Zaczekaj – łapie ją za dłoń, widząc, że dziewczyna wstaje. Jego głos robi się coraz bardziej drżący, oczy bezwiednie obracają się w różne strony. – Zostań przy mnie. Będę grał dalej, będę pisał. Chcę, żebyś mi towarzyszyła.
Patrzy na niego jak na obcą osobę, nie rozumiejąc jednocześnie, o co mu chodzi. On wyciąga w jej stronę dłoń z ułożoną na niej strzykawką.
Kath przez chwilę przenosi wzrok z niego na jego dłoń, a z dłoni znów na chłopaka, którego – jak jej się jeszcze niedawno wydawało - znała. W końcu z przeszklonymi oczami kręci głową i usiłuje wyswobodzić się z uścisku.
- Zaczekaj – powtarza on. – Zrób to dla sztuki. To lekarstwo, zobaczysz, poczujesz to, co ja, kiedy tworzę. To jest tylko dla wybranych, a ja chcę, żebyś mi dziś pomogła, moja muzo. Powinnaś się nazywać Meredith, wiesz? Piękne imię. Moja Meredith, zrób to dla sztuki.
- Dla sztuki? – pyta ona drżącym głosem i patrzy w jego przymglone oczy. Jim kiwa głową. Przez chwilę Kath trwa w bezruchu, po czym powolnym ruchem bierze od niego strzykawkę i przykłada ją do ręki.
- Jim?
- Tak?
- Jak dla ciebie pachnie szczęście?
Patrzy, jak chłopak ze zdezorientowaniem potrząsa ręką, po czym sili się na szelmowski uśmiech i wskazuje ruchem głowy na stos strzykawek, leżących na krześle obok.
- Dla sztuki – powtarza dziewczyna i jest to ostatnia rzecz, jaką pamięta tego dnia.

Lost at sea
We're lost at sea
I Wouldn’t know my face if you all were me
All we have is all we see
There is no more hope
There are no dreams




4.


Siedzi na parapecie swojego domu. Jest chłodny, zimowy poranek. Dziewczyna rozgląda się po pomieszczeniu i w duchu powtarza sobie, jak dobrze jest obudzić się we własnym domu, własnym łóżku. Od kiedy się tu wprowadziła minęło już sporo czasu, a jednak wciąż panuje tu nienaganny wręcz porządek, co sprawia, że kontrast przy porównaniu tego domu do jej poprzednich miejsc zamieszkania staje się jeszcze bardziej rażący.
Kiedy sięga pamięcią w przeszłość, widzi tylko pojedyncze obrazy: butelka fiołkowych perfum mamy, ogień w kominku, stary dom z trzaskającymi okiennicami, niebieska bluza o dużych kieszeniach, krzesło bez oparcia... Widzi, czy chce widzieć? A jednak nie, nie potrafi zapomnieć o reszcie. I z satysfakcją przypomina sobie, że nie musi już bać się swojego błędnego wzroku, drżących dłoni ani twarzy, która przypomina jej kogoś, kim nie została.
Przez chwilę myśli o ludziach, poznanych w tamtym starym domu wiele lat temu. O ludziach, którzy są nią i zarazem nie są. Długowłosy chłopak, pochylający się nad swoim brązowym Stratem; dziewczyna, w bezruchu spoczywająca na kanapie; rudy hipis o sympatycznym uśmiechu... Przyjmując zaproszenie do międzymywmiarowej podróży (w imię sztuki!) tamtego dnia pozwoliła, by każdy z nich stał się częścią jej i by ona była już zawsze elementem ich. I mimo że jej przecież udało się z tego wyjść, wie, że ten splot blizn na wspomnieniach nie pozwoli jej nigdy zaczynać z czystą kartą.
Szczęście dziewczyny pachnie teraz wspomnieniami. Tymi dobrymi, jak również pamięcią o wszystkich upadkach, bo w końcu one także przyczyniły się do tego, że siedzi teraz na parapecie własnego domu i przygląda się ośnieżonym koronom drzew.
Nikt już nie zwraca się do niej Kath. Porzuciła to imię tamtego dnia i mimo że mogłaby wrócić do początku, nie chce wyrzucać z pamięci tego, co działo się z nią przez lata pomiędzy dzieciństwem a chwilą obecną. Stała się Meredith i zawsze już nią pozostanie.

There are no escapes
No escapes, no escapes
Gone are the days of mistakes
Our mistakes*


* John Frusciante, Hope.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kociooka
natchniony pisarz


Dołączył: 19 Lut 2007
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 18:11, 22 Maj 2007    Temat postu:

All of us have a secret

To będzie brzydka, paskudna, wytykająca błędy ocena. Wrr.

1.

Ja Cię zbiję, ja Cię ukatrupię. Jest jedna rzecz, za którą w przypadku pojedynku poleciałoby Ci u mnie sporo punktów - tytuł, do cholery. Nie cierpię opowiadań bez tytułu. I nic mnie to nei obchodzi, ze wisi jako "Hope". Nie czytam linku, czytam opowiadanie, a tutaj tytułu NIE MA.
Zbiję, zobaczysz. Tytuł stanowi 30 % wrażenia ogólnego, a w moim przypadku - 90 % pierwszego wrażenia.


2.

Bardzo ładny pierwszy fragment, najbardziej filozoficzny, ładny. Kilka wyrażeń mi się bardzo podoba, np. :
"Nienawidzi tak bardzo, że bawi ją ten ból, wypełniający przestrzeń pomiędzy tyknięciami zegara."
Genialne "Jak według Ciebie pachnie szczęście?"I "białe antidotum".

Zapewne bardzo podobałoby mi się zdanie "Spójrz, do czego cię to doprowadziło. Jak wygląda ta twoja wolność, twoje szczęście." gdyby nie jego druga część - ewidentnie przesadzona. Odrobinkę banału - gggggr, fiołki - dużo razy to już było? Ale wybaczam.
Ogólnie, co chciałabym powiedzieć - widzę, ze strasznie starasz sie stworzyć coś głębokiego i filozoficznego (mój wpływ, ja wiem, wiem XD)
, ale przedobrzasz. Pisz, dużo pisz, i staraj się jak najmniej zawierać w dialogach. Tak się nauczysz pisać tak jak ja XD


3.

Za zakonczenie też bym Cie zbiła, ale nie zbiję, bo nie każdy od razu tak potrafi jak ja, dac w miedzy oczy, a ja się tego uczę od baaaaardzo dawna. Końcówka nie w moim klimacie, ale okej, nie narzekam. To musiałoby być dłuższe i mroczniejsze, zeby trafiło do mnie. Jest okej, serio.

4.


Ogromny plus, za co Cię wielbię - jak nienawidzę Kath, tak ubóstwiam Jima. Nie wiem, czy to miał być ukłon w moją stronę, ale ja kocham tego człowieka. Bardzo.
(Łóżko.)
(xDDDD)


5. Jest fajnei, Jil. Serio. Nad wieloma rzeczami musisz porpacować - ale jak obie wiemy - trening czyni Cię Kotem. O.
I feel the hope...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
riel
moderatorka rozkojarzona


Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 851
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: paradise city.

PostWysłany: Wto 18:26, 22 Maj 2007    Temat postu:

Kocham Cię. Jesteś komentatorem z moich marzeń, chociaż mogłaś po mnie jeszcze trochę pojeździć, nie miałabym nic przeciwko ^^

1. Wiem, wiem. Miało być 'zapach szczęścia', ale doszłam do wniosku, że melodramatyczne, a ja nigdy nie zwracam uwagi na tytuł, więc olałam sprawę ^^
2. Dzięki za wypomnienie banału, staram się z tym walczyć i dobrze wiedzieć, gdzie mi jeszcze się nie udaje.
(I co złego jest w fiołkach? ^^ Nie znam się na zielsku, to dałam jedną z niewielu nazw, które przyszła mi na myśl. )
Co do filozoficzności, to w tym czasie czytałam chyba Coetzee, a gość ma mało akcji i dużo refleksji, więc zwalam na niego. Poza tym, nie lubię czytać książek, w których jest akcja (latanie z pistoletami, bieganie, walka [wyjątek - Wiedźmin *serce*]) i nie umiem pisać takich rzeczy, więc pozostaje mi to. Trzeba będzie to wytrenować, tak jak pozostałe elementy stylu.

3. Ik. To mi przypomina moją fikatonową zabawę. Widzisz, pierwszego dnia zamieściłam tekst i dziewczyny stwierdziły, że wstęp jest nudny, środek fajny i końcówka nudna. Wobec tego drugiego dnia się przyłożyłam i wyszło, że gdyby zostawić sam początek i koniec, a wyciąć środek, to było by okej. I tak bawiłam się przez te siedem dni, na zmianę ^^ Dlatego zawsze, jak ktoś wspomina o moich środkach, początkach czy końcach mam ochotę kwiknąć.
Mam jedną rzecz na swoją obronę - założeniem tematu było, żeby na koniec wrzucić iskierkę nadziei, więc musiałam niestety zrobić taki niby happy end.
(A tak chciałam wszystkich wymordować ^^)

4. Kath na początku była Juliet, ale mi się źle kojarzy. A co do Jima, to obawiam się, że nie zamierzone, jako że pisałam całość przy akompaniamencie The End Doorsów, które dobrze mnie nastroiło (dobrze jak dobrze; powiedzmy, odpowiednio do tego tekstu). A że - nie wiem, czy wspomniałam - ostatnio czytałam gdzieś artykuł o Jimie Morrisonie, wokaliście tejże kapeli, który mi zaimponował, to jakoś tak wyszło, że kiedy szukałam imienia wybrałam to. Lubię imię James, jest na 'J' i ogólnie mi pasowało.
(A Jim Morrison się zaćpał. Wspomniałam?)


(Zboczeniec ^^)

5. Kocham Cię, dzięki. Czegoś takiego potrzebowałam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kociooka
natchniony pisarz


Dołączył: 19 Lut 2007
Posty: 190
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 17:45, 23 Maj 2007    Temat postu:

1. Grrrrr. Melodramatyczne, ale dlaczego nie po prostu "Muza", "Szczęście" albo inny
2. Wiem, wiem, ze fiołki to jedyny zapach kwiatów poza różami, jakie pewnie znasz i nie tylko Ty bo i jak także, a nie wypada napisać, ze laska pachniała piwoniami. Czepiam się może, ale oddawanie zapachu kobiety jest bardzo proste i bardzo często używane, a co z tym idzie, dosyć oklepane. Spróbuj pokazać jak pachnie mężczyzna, nie mówiąc, że pachnie perfumami adidasa - ha!

3. Co do morderstw ja jestem za, sama wiesz, happyendy do kąta. Środek bardzo mi się podobał w tym opowiadaniu, rzekłabym, że najbardziej. Jim jest fascynujący, ja naprawdę, jak nienawidzę Meredith, tak kocham Jima.
(To, ze nienawidzę Kath jest okej, serio. Jeżeli zdołałaś zmusić mnie do czucia czegokolwiek względem twoich bohaterów, to jest naprawdę dobrze, jeżeli chodzi o tworzenie postaci ^^)

4. Jeszcze jedno - nie podoba mi się używanie bezpośrednie słów typu "Strat". Gdyby nie Ty, ja pewnie nie wiedziałabym, ani co to, chociaż było to w warunkach pojedynku. Można to obejść inaczej, opisując dokładnie instrument, podając jego nazwę jako gdzieś wypisaną, albo używając słowa "Strat" jako Twoją "Idril" - rozumiesz, nazwanie swojej ukochanej gitary pieszczotliwie przez głównego bohatera.
Btw, wracając jeszcze do stylistyki, spróbuj sie ograniczać - ten fragment, bez dwóch ostatnich zdań, brzmiałby dużo bardziej gorzko niż teraz.
Cytat:
Meredith prycha z gorzką ironią. Przecież szczęścia nie ma. A przynajmniej jej ono nie dotyczy.


Staraj się eksperymentować, nie wszystko w opowiadaniu musi być podstawione czytelnikowi pod nos.
5. Też Ciękocham ^^ :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
riel
moderatorka rozkojarzona


Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 851
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: paradise city.

PostWysłany: Śro 18:39, 23 Maj 2007    Temat postu:

1. Powiedz mi prosto w oczy, że tytuł 'Szczęście' nie brzmiałby melodramatycznie xP
2. Okej, pewnie masz rację. Dobrze wiedzieć, w każdym razie.
(Mogłam polecieć Sapkowskim - bez i agrest ^^)
3. Cieszę się. Znaczy do końca Ci nie wierzę, ale wiesz...
4. W sumie nad tym sporo się głowiłam, ale pomyślałam, że jeśli opisałabym gitarę, to nie byłoby to do końca jasne i wyszłoby, że nie spełniłam warunków pojedynku.
O, a to warto zapamiętać. To jedna z tych rzeczy, dla których wrzucam teksty na forum. Tylko wiesz, zawsze mam takie opory, że nie każdy zrozumie moje pokrętne myślenie - przy tym tekście na przykład strasznie się bałam, że jest niezrozumiały, dlatego lubię poradzić się bety. Ale będę nad tym pracować.
5. ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werka
forumowa maskotka


Dołączył: 21 Sty 2006
Posty: 394
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dreams of Californication...

PostWysłany: Nie 18:43, 17 Cze 2007    Temat postu:

(Nie lubię pisać wymuszonych komentarzy. XD :*)

Pisząc w skrócie, to mogłabym się podpisać po niektórymi spostrzeżeniami Kota.

Też najbardziej podoba mi się środek, najmniej koniec. Motyw z zapachami fajny.

Nie lubię ani Jima, ani tym bardziej Kath. Wręcz mnie od nich odrzuca. A to naprawdę coś dziwnego, biorąc pod uwagę pewne aspekty (np. Strat).

Odrobinkę banału i przegadania się wkradło, ale mimo to gratuluję.

No. Dobre.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin