Forum Słowo Pisane Strona Główna

Objawienie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Viga
natchniony pisarz


Dołączył: 08 Lut 2006
Posty: 188
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dark Valley

PostWysłany: Śro 13:09, 14 Cze 2006    Temat postu: Objawienie

Słówko od-autorskie:
Opowiadanie nieskończone, połowa bądź większość. Zobaczymy, jak uda się zakończyć. Niemniej bardzo ważne jest dla mnie zdanie ludzi, czyli czytających nie tyle na temat błędów (choć to też), ile na sposób, w jaki jest napisane, odczucia, niesnaski, które może wywołać.


"Objawienie"
Autorka z góry uprzedza, że choć starała się nie robić z tego herezji, nie jest pewna, co wyszło. Pozostaje tylko nadzieja, że w niewielkiej choć cząstce podobne jest to do Biblii. Autorka nie odpowiada też, jeśli urazi (choc bardzo nie chce) w jakiś sposób uczucia religijne czytających.

Wiatr świszczał w koronach drzew. Delikatne płatki śniegu opadały na ścieżkę, tworząc nawet kilkumetrowe zaspy. Ciemne chmury zebrane nad wioską nie wróżyły niczego dobrego, a mogły stanowić podstawę ku większej burzy śnieżnej, której obawiali się niemal panicznie mieszkańcy okolicznych domów. Wieczór zapowiadał się iście paskudnie, wziąwszy pod uwagę zarówno nastroje ludzi, jak i pogodę panującą na dworze. Jeśli bowiem kiedykolwiek istniało coś, czego ci zamieszkujący Curse Town nienawidzili, niewątpliwie były to dni, podczas których biały puch odpadał niemal tonami na ziemię. Tak zimnymi, wietrznymi i nieprzyjemnymi porami rzadko kto odważył się wystawić nos poza próg swego domostwa.
Ogółem rzecz biorąc, miasto nie należało do miejsc nazbyt rozrywkowych, zarówno pod względem codzienności, jak i przemyśleń mieszkańców. Obchodzone święta wydawały się każdemu niczym innym, jak kolejnym, niezwykle nudnym i niewartym zainteresowania przekrętem.
Kłamstwem.
Nic więc dziwnego zdawałoby się w fakcie, że niewielu obcych odważyło się zajrzeć wgłąb murów ponurego, odmiennego i tajemniczego miejsca. Krążyły niejednokrotnie słuchy, że i ci śmiałkowie, którzy swą odwagę rzucali na ramię, nie byli w stanie przeciwstawić się dziwnym zjawiskom, które miały miejsce w Curse Town. W gruncie rzeczy bowiem, nikt prócz zastraszonego niemowy, nie zdołał wydostać się z owego przeklętego siedliska.

Tego właśnie dnia, gdy krwawe słońce chyliło się już ku zachodowi, pośród ciszy przerywanej jedynie spadającymi płatkami śniegu, można było dostrzec drobną twarz wychylającą się zza okiennicy jednego z budynków. Puszyste, ułożone w loki blond włosy rozwiewane były na wszystkie możliwe strony przez szalejący wiatr. Małe, niebieskie oczy wpatrywały się z zaciekawieniem w odległą, białą wieżę, usytuowaną pośród wzgórz. Właśnie tam bowiem znajdowała się nadzieja, serce i umysł młodej dziewczyny siedzącej samotnie w oknie i bez najmniejszej skargi pozwalającej, aby chłodne powietrze zionęło jej w twarz.
W starej, zapomnianej przez ludzki świat wieży, wydawało się dziewczynie, że dostrzega płomień ognia palący się na szczycie. Mimo upływu dni, miesięcy, a nawet lat, owy znak nie zmieniał się ani na jotę, a z każdą chwilą zdawał się wręcz świecić coraz jaśniej. Ten właśnie fakt intrygował nastolatkę równie mocno, jak głośne hałasy dobiegające częstokroć z wnętrza domostwa. Jednak o ile w wieżę wpatrywała się z podziwem, o tyle dziwne huki wywoływane przez rodziców zdawały się ją obchodzić w znacznie mniejszym stopniu.
Samotna łza spłynęła po policzku dziewczyny, kiedy przypomniała sobie chwile sprzed roku; chwile, kiedy nikt nie krzyczał w jej domu z błahego powodu, a każdy wchodzący gość zdawał się nie tylko wyczuwać, ale także widzieć nastrój miłości i czułości, który panował dokoła.
Niestety, jeśli pozytywne uczucia istniały wcześniej w domu rodziny Wolskich, to wyczerpały się one bardzo szybko; ich źródło wyschło, bądź schowały się po kątach w obawie przed nienawiścią i niesnaskami wpływającymi do wnętrza z ulicy.
- Przyjdzie Aniołek
Do Aniołka mego
Przyjdzie posłaniec
Do dziecka małego
Z gór wysokich
Z wyżyn wielkich
Przyjdzie posłaniec
Do Aniołka mego
– poczęła nucić kołysankę, którą wiele, wiele lat wcześniej słyszała od swej matki.
Jednak, mimo chęci, gorące krople nadal płynęły z oczu, mocząc czyste i schludne ubranie. Spojrzała kątem oka na swą piękną, granatową koszulkę i westchnęła. Cóż jej było po tym, że dostawała tyle pięknych, drogich prezentów od swych krewnych, skoro nie mogła uchwycić tej jednej rzeczy, tak bardzo jej brakującej? Nie były to bynajmniej pieniądze, zabytki, czy też nawet przesycone drogą ozdobą przedmioty. Tego typu własności mogły podobać się ludziom, którzy w swym życiu nie kochali niczego, prócz pustki, pychy i samych siebie, a ta nastolatka bynajmniej do takich nie należała. To, czego jej brakowało w doczesnym żywocie, miało bardziej duchową, niż materialną postać. Duchową o tyle, iż było nieuchwytne, ulotne dla wszelkiej istoty i niewidoczne dla tych, którzy go nie znali.
Miłość. Uczucie, na które nie pozwalał sobie praktycznie nikt w Curse Town, a jeśli już, to wyłącznie w ukryciu, aby pozostali mieszkańcy nie zdołali tego przyuważyć. W chwilach takich jak ta; w chwilach, gdy rodzice się kłócili, a ludzie spali spokojnie w swych domach, nie wiedząc nawet, jak wyglądać może zachodzące słońce, czy też rozgwieżdżone nocne niebo; w chwilach smutku, rozpaczy i bezsilności, gdy siedziała przy oknie, marzyła niejednokrotnie o upragnionym dniu, w którym zdoła nareszcie przekroczyć granice nieśmiertelności; granice, które były tak bardzo nieuchwytne. Chciała w pełnym blasku znaleźć się w miejscu, gdzie nie było już zimna, głodu i smutku, a wszelkie kłopoty znikały niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jak gdyby były jedynie koszmarnym snem, marą, dręczącą człowieka, chorobą, która w końcu zdołała zniknąć. Znaleźć się w świątyni Najwyższego, Ojca wszelkiego stworzenia, które chodziło od początku po świecie; powędrować ku pałacowi Boga.
- Agawo.
Zaskoczona dziewczyna obejrzała się gwałtownie, słysząc wołający ją, nieznany głos.
Ku jej zdumieniu jednak, nit nie stał ani za nią, ani też obok niej. Wzruszyła ramionami i ponownie zwróciła twarz ku niebu.
Przywidziało mi się, pomyślała.
- Agawo.
Podskoczyła gwałtownie i rozejrzała się w popłochu po pomieszczeniu, w którym przebywała. Ponownie nie dostrzegła nikogo, kto mógłby kierować do niej swe zawołanie. Nieco rozeźlona po części zaistniałą sytuacją, po części własnym zachowaniem i niepokojem, postanowiła po raz drugi zbagatelizować hałas i znów powróciła do oglądania ulicy.
- Agawo... Agawo... Agawo...
Nie, to nie jest sen, przeszło jej przez myśl. Tym razem bardzo głośno i wyraźnie usłyszała przyzywający ją głos. Nie zdążyła się jeszcze odwrócić ku pokojowi, gdy już wiedziała, że to właśnie stamtąd dochodzi dźwięk. Spodziewała się ponownie natrafić na pustkę i dobitnie przekonać o swej anormalności.
Ku jej najszczerszemu zdumieniu, pomyliła się i to bardzo. Krzyknęła spanikowana, gdy jej oczy spotkały się z białymi, przejrzystymi źrenicami, bliżej nieznanej jej postaci. Tajemniczy osobnik* znajdujący się w samym centrum pomieszczenia, zdawał się promieniować dziwną, niespotykaną energią. Agawie wydało się to tym bardziej podejrzane, gdy spostrzegła, że istota nie dotyka swymi stopami ziemi, zupełnie jakby płynęła w powietrzu. Biała poświata wokół napawała młodą dziewczynę lękiem, lecz zarazem nieznanym jej dotąd spokojem. Kaptur nasunięty na głowę stworzenia uniemożliwiał nastolatce dostrzeżenie wyrazu twarzy, co jeszcze bardziej ją intrygowało. Przy okazji zauważyła także, że osobnik prócz długiego, białego płaszcza, posiada coś na kształt skrzydeł wystających z jego pleców. Agawa cofnęła się przestraszona widząc, jak tajemniczy nieznajomy porusza tym kłębowiskiem piór z ogromną łatwością.
Ku jej zdumieniu postać wyciągnęła w jej stronę białą, niemal przezroczystą dłoń.
- Nie bój się, Agawo... - odezwał się ten sam dźwięczny głos, który słyszała kilka chwil wcześniej.
Dziwną rzeczą jednak był fakt, że słowa zdawały się nie wydobywać bezpośrednio z ust przybysza, lecz z bliżej nieznanego dziewczynie miejsca, zupełnie jakby samo pomieszczenie było żywe i mówiło do niej z całych swoich sił.
Przełknęła ślinę nieco podenerwowana. Jednak, jeśli nawet wcześniej przyszła jej do głowy myśl o ucieczce przed istotą, w tej chwili tenże impuls był niczym innym, jak tylko maleńką kropelką w morzu pełnym sprzecznych i pozbawionych składu rozważań nastolatki.
- Agawo... - Głos ponownie się powtórzył. - Nie obawiaj się, Agawo...
- Kim... kim jesteś? - wyjąkała cicho.
- Jam jest przeszłością, teraźniejszością i przyszłością – padła odpowiedź.
Agawa wzdrygnęła się, kompletnie nie rozumiejąc usłyszanych słów.
- Czego... czego chcesz? - Drżała na całym swym ciele.
- Przybyłem, aby posłużyć ci swą pomocą, a także uraczyć tym, co pragnie przekazać ci Ojciec nasz w niebie.
- Ojciec nasz w niebie? - Nie ukrywała swego zdumienia. - Czy to znaczy...? Jesteś od...
- Pochodzę od tego, od którego początek swój wzięło wszelkie stworzenie żyjące na tym świecie w czasach dawnych, teraźniejszych, a także tych, które przyjdą – znów niejasna, dziwnie ujęta wypowiedź.
- Od Boga? - Zrozumiała nagle Agawa. - Zstępujesz do mnie, w moje progi? Czemu ma przypisać ten zaszczyt?
- Swemu sercu i duszy, dziecię. - Głos był cichy, niemal kojący. Jakżeż miłą odmianą był on dla dziewczyny, która co dzień musiała wysłuchiwać sprzeczek rodziców. - Twoje umiłowanie i miłość znalazły łaskę u Pana. Oto twe modły zostaną wysłuchane, córko Najwyższego...
- Moje modły? - pisnęła. - Jakie modły? Nie potrafię się modlić równie mocno, jak wszyscy ci, co żyją w krajach katolickich... Nie znam żadnej modlitwy dziękczynnej, nie potrafię odpowiednio zmówić pacierza, nikt mnie tego nie nauczył.
- Podejdź tutaj, Agawo. - Wyciągnięta dłoń trwała niewzruszona w powietrzu.
Dziewczyna niepewnie przestąpiła kilka kroków w przód, starając się za wszelka cenę nie wpaść w panikę. Głupia! , skarciła się w myślach. Czegóż miała się obawiać od posłańca niebieskiego? Prawdziwie w jego obecności jedynie mogła być bezpieczna jak nigdzie indziej.
Istota zesłana jej przez Pana... Agawie wydało się to równie niewiarygodne, co samo wyobrażenie różowego śniegu spadającego w środku lata na miasteczko. Jakżeż to tak ona, która nie potrafiła i nie miała nigdy okazji wejść do Kościoła, miała stanąć nagle w obliczu tego, który potrząsnąć mógł niebem i ziemią? Skąd taka łaska, której dostępowała?
Jej palce w końcu zetknęły się z dłonią Anioła. Uczuła dziwny chłód przenikający jej ciało. Przymknęła oczy, uszczęśliwiona doznaniami, jakie przeżywała. Na przemian radość , szczęście i ciepło pojawiające się w jej duszy sprawiały, że miała ochotę upaść na kolana, i dziękować stojącej przed nią istocie za doznane objawienie.
- Nie czyń tego, dziecię – przemówił głos. - Nie mnie winnaś się kłaniać, lecz Ojcu w niebie. Nie mnie winnaś dziękować, lecz Najwyższemu. Jam jest jedynie sługą Jego, podobnie jak ty.** Twe serce i dobre uczynki sprawiły ci radość wielką. Chodź zatem za mną, dziecię, aby przekonać się na własne oczy o pozornej uniżoności sług bożych.
Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy poczuła mocny podmuch wiatru wokoło siebie. Nim zdołała zorientować się lepiej, Anioł pociągnął ją ku górze. Jakież było jej zdumienie, gdy nogi oderwały się od podłoża, a ciało o własnych siłach powędrowało w przestrzeń, ku niebiosom.
Mijane domy, miasteczka oraz wioski wydawały się Agawie czymś tak niewiarygodnym, że co chwilę musiała przecierać swe oczy myśląc, że śni.
Gdy w końcu Anioł zniżył swój lot, pociągając ja przy okazji za sobą, poczęła z zaciekawieniem przyglądać się miejscu, do którego trafili. Z nieskrywanym zdziwieniem odkryła, że znaleźli się tuż obok wielkiego, piętrowego domu, w którego oknach paliły się niemalże wszystkie światła. Ozdobiony kolorowymi lampami dach jarzył się pod osłoną nocy, a pięknie ubrana choinka stojąca w ogrodzie aż zachęcała swym widokiem, aby ją podziwiano.
Nastolatka miała przez krótką chwilę wrażenie, że śni na jawie. Cała przedstawiona sceneria sprawiała wrażenie, jakby wyjęto ją żywcem z pięknej bajki i wstawiono tutaj, do nędznej, szarej i okrutnej rzeczywistości.
- Spójrz w to okno. - Anioł wskazał dziewczynie szybę.
Przyjrzała się dokładniej wnętrzu domostwa. Tam, pośród zielonych gałęzi choinki świecącej kolorowo dzięki światełkom na niej zamieszczonym, odbywała się zacięta kłótnia dwojga dorosłych ludzi. Blond włosa kobieta oparła ręce na biodrach i spoglądała ze złością na swego małżonka, który sprawiał na Agawie wrażenie niezwykle zaskoczonego zaistniałą sytuacją.
- Ile razy powtarzałam, ze jedziemy! - wrzała nieznajoma. - Ty wolisz jedynie przy piwie siedzieć!
- Kochanie, nie krzycz... - Mężczyzna na próżno próbował załagodzić spór.
- Kiedy w domu nie ma miłości - odezwał się Anioł swym dźwięcznym głosem - wtedy na nic zdadzą się też wszystkie światła i ozdoby na choince. Prawdziwym skarbem jest uczucie. Bóg dał je nam po to, byśmy mogli cieszyć się ze szczęścia tutaj, na ziemi. On to bowiem stworzył każdą żywą istotę, ukochał ja i nadal kocha nawet wtedy, gdy człowiek o tym zapomina. Dlatego dom, w którym nie ma miłości Bożej, nie jest Świątynia Ducha Świętego. Nie na ozdobach bowiem materialnych zależy Bogu, lecz na ozdobach naszego serca, na tym co tkwi w duszy każdego człowieka ufającego w miłosierdzie Pana. Dlatego powiadam ci, dziecię - tutaj zrobił pauzę - Nie ta rodzina, która ma ozdobioną choinkę, nie ten, który cały dom i podwórze odziewa światłami, lecz ten, kto potrafi kochać sam w sobie, kto święto czyni z każdego dnia, komu nieobca jest Miłość Boża, a ozdoby nosi w swym sercu - tylko ten jest prawdziwie umiłowany Najwyższemu.
Anioł zakończył swe przemówienie, spoglądając przez cały czas na młodą dziewczynę.
Agawa zmieszała się bardzo, słysząc słowa posłańca z niebios. Po raz kolejny jej wzrok zawędrował ku sprzeczającej się parze. Samotna łza spłynęła po policzku nastolatki. W głębi swego serca bowiem Agawa czuła ogromny smutek na myśl o tym, co mogłoby się stać z młodym małżeństwem, tym bardziej w czasie Bożego Narodzenia.
- Nie smuć się, Agawo - przemówił jej Stróż. - Bóg i takich kocha, którzy zstępują z drogi prawości i Ducha, aby kroczyć ścieżką Szatana. On wskaże im szlak, którym powinni iść, aby zasłużyć na pełnię szczęścia i życie. Nie od Pana jednak zależeć będzie czy wysłuchają, lecz od nich samych. Kto słucha głosu swego serca i duszy - ten słucha mowy Ducha Świętego. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, aby ten kto w niego wierzy, podążył w stronę światła i otrzymał zapłatę za swe dobre uczynki. Lecz nie pozostawia grzeszników, a przygarnia ich tym mocniej, im bardziej się oddalili. On zsyła znaki, które są przez śmiertelnych postrzegane w różny sposób. Od interpretacji tych znaków oraz od umiejętności kroczenia drogą pełna wybojów zależeć będzie, czy ktoś otrzyma życie wieczne, a Chrystus go wskrzesi w Dniu Ostatecznym.
- Ale czemu właśnie ja dostępuję zaszczytu spoglądania na to? - Nie rozumiała w dalszym ciągu dziewczyna.
Anioł wyciągnął swą przezroczystą dłoń w jej kierunku. Agawa zadrżała, czując chłód przenikający na wskroś jej ciało, lecz nie cofnęła się. Rozumiała aż za dobrze, że ze strony tej istoty nic nie stanie się jej osobie.
- Pójdź za mną, drogie dziecię - zachęcił ją gestem swej dłoni - pójdź, a objawię ci prawdę, która cię wyzwoli.


------------------------------
* Przyznam szczerze: Nie mam pojęcia jakiej płci jest Anioł. Naukowcy, a także religioznawcy do dziś sprzeczają się na ten temat. Na korzyść opowiadania i użytek, postanowiłam niniejszym nadać chwilowo stworzeniu temu płeć męską. Smile

** Tekst wzorowany nieco na Apokalipsie Świętego Jana. Proszę o wybaczenie. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Słowo Pisane Strona Główna -> Proza Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin